Marek Darmas Marek Darmas
438
BLOG

ŚMIERĆ Z BRUKSELI

Marek Darmas Marek Darmas Polityka Obserwuj notkę 0

                    Nie do wiary jak ten czas szybko mija. Wtedy, w 1993 roku byłem w Belgii i byłem świadkiem abdykacji króla Baudoin’a I-go, który protestował w ten sposób przeciwko ustawie parlamentu zezwalającej na aborcję.

- Gdybym tego nie zrobił, do końca życia byłbym chory z powodu zdrady – napisał ten katolicki król w swoim dzienniku.

Dziś w imię obrony humanitarnych wartości ludzkość odchodzi od karania śmiercią winnych najokrutniejszych zbrodni. Według danych Amnesty International,  w 2005 roku wykonano na świecie około 2200 wyroków śmierci.

Z drugiej strony współczesne społeczeństwa mniej zbulwersowane są faktem, że tylko w maleńkim  Królestwie Belgii liczącym zaledwie 11 milionów mieszkańców, w 2012 roku zanotowano 1432 przypadki eutanazji.

Dziś spełnia się koszmarny scenariusz. Europa żąda prawa do śmierci dla swoich mieszkańców. Bruksela chce zabijać człowieka tak jak zwierzę domowe, któremu właściciel chce ulżyć w cierpieniach. Europejskie parlamenty biją się o prawo społeczeństw Starego Kontynentu które reprezentują do śmierci.

Ma to jednak być cywilizowane morderstwo. Będziemy się żegnać z rodziną i znajomymi, a zamiast sztyletu, pan w białym kitlu zwany lekarzem poda nam środek usypiający, a potem truciznę.

Mówi się, że na stany depresyjne cierpi średnio od 2 do nawet 8 procent populacji. W Polsce może więc chodzić o 760.000 do 3.000.000 ludzi. Są to osoby, które bez przerwy powtarzają, że dość już mają udręk dnia codziennego i chciałyby, aby ten dzień był ostatnim dniem ich życia. Według Światowej Organizacji Zdrowia na Ziemi żyje 350.000.000 desperatów. 1.000.000 obywateli planety popełnia co roku samobójstwa. W Polsce  co roku rozstaje się z życiem od 4 do 5 tysięcy rodaków.

Czy należy im pomagać?

W styczniu ubiegłego roku świat poruszony był przypadkiem 45-letnich bliźniaków. Marc i Eddy Verbessem byli od urodzenia głusi. W wieku 40 lat, na skutek zaburzeń genetycznych, obaj zaczęli tracić wzrok. W obawie przed podwójnym upośledzeniem, bracia poprosili profesora Distelmans’a o pomoc. Opierając się na relacjach serwisu BBC i belgijskich wiadomościach agencyjnych, opisałem ten przypadek na tych łamach w październiku 2013 r.

To nie była eutanazja – mówi 61-letni profesor, którego specjalnością jest wysyłanie ludzi na tamten świat na ich prośbę – to bardzo niefortunne słowo, które kojarzy się z eliminacją upośledzonych umysłowo lub intelektualnie osób.Pojęcie „medycyna paliatywna” też mi nie odpowiada – mówi Wim Distelmans. To synonim nieuleczalnej choroby i uporczywej terapii. A moim zadaniem jest ulżyć pacjentowi w fazie terminalnej. Jeśli np. wyrazi on życzenie, że ostatnie swoje dni chce spędzić w jakiejś pięknej okolicy, to ja postaram się spełnić to jego życzenie. Nie można traktować umierania jako przegranej. Dlatego lubię z moimi pacjentami być do końca. Spotykam się z nimi w gwarnych centrach miast, oglądam ich ulubione programy telewizyjne i śmieję się z nimi przy stole. Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi, a życie trwa nadal…

Więc jedni z ostatnich jego „ pacjentów” opowiadają jak to było z Eddy’m i Marc:

-  „Żżżegnajcie” – powiedzieli…

- Pomachali nam jeszcze   i ostatnim głosem zawołali:

„w górę, do nieba”.

- A my odpowiedzieliśmy zgodnie:

 „w górę chłopcy…”

I tyle.

Profesor Distelmas może czuć się jak Bóg. Z jego kliniki jak z katedry odchodzą w przestworza wniebowzięci pacjenci, którzy pragną wcześniejszego spotkania z wiecznością.

30 września 2013 roku profesor przeniósł w zaświaty Nathan’a Verhelst. To był przez nikogo nie kochany człowiek. Nawet matka mówiła o nim: „potwór, urodziłam potwora. Ale to już zamknięty rozdział. Jego śmierć nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia”.

Nathan był najpierw Nancy. W 2009 roku, za namową matki, dziewczyna rozpoczęła kurację hormonalną. W 2012 roku wykonano u niej operację usunięcia piersi i zabieg uformowania penisa. W wieku 43 lat Nancy stała się Nathanem.

- Byłem gotów do nowych narodzin, do powtórnego przyjścia na świat – mówił w wywiadzie Nathan.

Niestety, gdy patrzył w lustro, był zdegustowany.

- Moja pierś nie przypominała klatki piersiowej prawdziwego mężczyzny, a penis wykazywał pierwsze symptomy odrzucenia przeszczepu. Więc, jak mówi matka, nadal byłem potworem. I dlatego postanowiłem z tym skończyć.

- Wybór Nathan’a Verhelst’a nie ma nic wspólnego z symptomami, które można określić jako zmęczenie życiem – czytamy w komunikacie kliniki uniwersyteckiej w Brukseli podpisanym przez profesora Distelmans'a. Mieliśmy tu do czynienia z ogromnym cierpieniem. W grę wchodziły jednak inne czynniki, niż nieuleczalna choroba czy nieznośne cierpienie fizyczne. Przez 6 miesięcy przypadek Nathana był prowadzony psychologicznie. Zgodnie z obowiązującym w naszym królestwie prawem, w przypadku eutanazji należy wziąć pod uwagę nie tylko ból fizyczny, ale także cierpienie psychiczne.

My, tu nad Wisłą, jesteśmy już od tego modelu blisko. Nasze dzieci będą mogły niebawem same dowolnie wybierać płeć, a jak im się coś później nie spodoba, to wybiorą śmierć.

Bo precedensy już były: w poniedziałek, 30 września 2013 roku, Nathan Nancy Verhelst otrzymał od doktora Wim Distelmans’a zastrzyk po którym jego dusza przeniosła się w zaświaty, do innego królestwa.

A przykład Brukseli nie tylko jest zaraźliwy.

Prawo Brukseli jest prawem dla Warszawy.Jest obowiązkiem.

BBC News powołuje także przykład Tom’a Mortier, wykładowcy chemii, który przed dwoma laty został zawiadomiony przez szpital, że jego matka zmarła. 64-letnia kobieta cierpiała na depresję. Wcześniej wysłała ze szpitala do syna e-mail informując go, że myśli o poddaniu się eutanazji. Nie sądzi jednak, aby znalazł się tu lekarz, który chciałby ulżyć jej w cierpieniu. Tymczasem chętny medyk był na zawołanie…A naiwny wykładowca chemii nie może do dziś zrozumieć, że jego matka „miała do tego prawo”.Bo już w 2002 roku w Belgii przegłosowano ustawę zezwalająca na uśmiercanie osób nieuleczalnie chorych, powyżej 18 roku życia.

- Z mojej perspektywy to tu nie chodzi o prawo pacjenta do godnej śmierci – twierdzi Tom Mortier – ale o prawo lekarzy do zabijania bez ponoszenia odpowiedzialności.

A teraz, w stolicy Europy podniosły się głosy w obronie sprawiedliwości, czyli prawa do śmierci jeszcze młodszych, bez limitu wieku…W listopadzie ubiegłego roku 16 belgijskich pediatrów wystąpiło z listem otwartym żądając eutanazji dla nieletnich.

- Doświadczenie uczy – twierdzą lekarze, iż w przypadku poważnej choroby i nieuchronnego widma  śmierci, u nieletnich rozwija się bardzo szybko wielka dojrzałość. Proces rozwoju tej dojrzałości jest tak wielki, że ich refleksja nad życiem i śmiercią jest bardziej miarodajna, niż opinie personelu medycznego.

Wtórował tym głosom liberalno – demokratyczny senator, który w patetycznych słowach zwrócił się do Wysokiej Izby:

- Cierpienie nie zna pojęcia wieku. Jest także sprawą zasadniczą, abyśmy stworzyli podstawy prawne  dla lekarzy, którzy konfrontowani będą coraz częściej z prośbą cierpiących nieletnich, którym chcemy zagwarantować wolność wyboru wówczas, gdy nie będą mogli poradzić sobie z cierpieniem.

A mimo to ustawa w tym roku przeszła.

Obłęd!!!

Cytowany w styczniu tego roku przez magazyn BBC News  dr van Berlaer z Brukseli twierdzi, iż zdarza się, iż dziecku nie można już pomóc. I tym dzieciom – twierdzi pediatra – należy przyznać prawo decydowania o ich własnym losie.

Na nic zdały się głosy rozsądku chrześcijańskich demokratów, którzy podnosili, że dziecku trudno zrozumieć charakter śmierci, jej nieodwracalność. W sytuacjach tak ekstremalnych, dziecko ulegać będzie wpływom osób sprawujących nad nim władzę, a szczególnie rodziców i opiekunów oraz autorytetów medycznych. Zdaniem większości lekarzy, wola przetrwania i chęć życia jest u człowieka instynktowna. Natura każe nam żyć, nie umierać! Dyskusja na temat śmierci prowokuje do ekstremalnych zachowań. Uchwalanie prawa  do śmierci jest zachętą do samobójczych myśli. Umrzeć, czy cierpieć? Postawione przed taką alternatywą dziecko zacznie faktycznie myśleć nad wiek dojrzale i zapragnie zasnąć na wieki? Bo jak twierdzi cytowany przez BBC dr Jan Bernheim, cierpienie często odnosi triumf nad rozwagą. A w Brukseli dyskutuje się dziś o eutanazji nie tylko dla cierpiących ból, ale także o dzieciach dotkniętych chorobą psychiczną, anoreksją lub o zmęczonych życiem. Wystarczy zgoda nastolatka, oświadczenie rodziców, zalecenie lekarza.

Zabija się więc nie od dziś nienarodzonych. Można teraz zabijać również i tych, którzy przyszli na świat, otworzyli oczy, przetarli je ze zdumienia i postanowili powtórnie, przy pomocy usłużnych medyków, zamknąć je znowu ale już na wieki.

Można wreszcie zabijać uporczywie żyjących staruszków.

Przenosimy się tym sposobem do czasów antycznych w których kalekie dzieci zrzucano ze skały do morza, a starców wypędzano na pustynię, wydając ich tym samym na pożarcie dzikim bestiom.

Okrutne, prehistoryczne niemal ludy zastępowane są tylko dziś przez narodowe reprezentacje zwane parlamentami.

Ale przemożna chęć samounicestwienia pozostaje w nas wciąż taka sama. Paradoks chce, że zabójstwo w asyście lekarzy, którzy w założeniu mają nam nie szkodzić nazywamy eutanazją.

Dobrze więc może wiedzieć, że słowo „eutanazja”, co oznacza: dobra śmierć, pochodzi z komedii Kratinosa z V wieku przed naszą erą.

A wracając do moich osobistych wspomnień ze stolicy Europy, to przed laty zostawiłem w Brukseli córkę. Moja nienarodzona wnuczka waży już 1000 gramów i ma 28 centymetrów długości. Życzę jej na tym świecie szczęścia.

Choć tak w ogóle, boję się o przyszłość dzieci…

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka